pierwszy ksiądz i katecheta w Stalowej Woli, społecznik, budowniczy pierwszego kościoła, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Stalowej Woli
Do Stalowej Woli przyjechał 25 stycznia 1939 r ., gdzie został wyznaczony przez Kurię Biskupią w Przemyślu i Kuratorium Lwowskiego Okręgu Szkolnego na katechetę w nowo powstałych szkołach: w szkole powszechnej i gimnazjum w Stalowej Woli, a później także w tutejszym gimnazjum mechanicznym i 3-letniej zakładowej szkole dokształcającej.
Ks. Józef Skoczyński urodził się 6 marca 1903 r. w Rymanowie jako najstarsze z pięciorga rodzeństwa
Rodzice: Szymon (1877–1950) i Maria z domu Ziajka (1882–1965); ojciec był szewcem
Rodzeństwo: Bolesław (1909-1955), dyrektor szkoły w Sarzynie; Helena, zamężna Chruszcz (1912–1975), żona wojskowego w Nisku; Adam (1914-2012), lekarz pediatra w Sanoku; Stanisław (1921-1995), lekarz dentysta w Rymanowie
Józef był bardzo zdolnym uczniem, w szkole powszechnej nauczyciel zwrócił na niego uwagę i wytypował do dalszego kształcenia. Do gimnazjum uczęszczał w Sanoku w latach 1913-1921. W gimnazjum dopomagał sobie korepetycjami z niemieckiego. Jeden z nauczycieli zauważył też u niego talent wokalny i nawet chciał go na własny koszt kształcić w tej dziedzinie, ale S. nie skorzystał z tej oferty. W czasie I wojny ojciec Józefa Skoczyńskiego znalazł się w niewoli rosyjskiej, gdzie spędził 4 lata. Rodzinę utrzymywała matka. Po uzyskaniu matury w 1921 r. podjął Józef studia teologiczne w Seminarium Duchownym w Przemyślu, które ukończył w 1925 r. Święcenia kapłańskie uzyskał 29 czerwca 1925 r. Sam tak wspominał początki swojej pracy kapłańskiej: wyrobiłem w sobie przekonanie, że kapłan powinien i musi być społecznikiem; inaczej nie spełni swojego powołania. Pracował w parafiach Grodzisko, Dobromil, Jeżowe, Rozwadów i Stalowa Wola. Wszędzie dał się poznać jako społecznik, świetny organizator i lubiany duszpasterz. W Grodzisku parafianie chcieli za wszelką cenę zatrzymać młodego wikariusza, wykorzystując nawet znajomości w kurii. Jednak ksiądz zgodnie z aplikatą udał się do Dobromila. Stamtąd przeszedł po kilku latach do Jeżowego, gdzie uczył religii, ale zorganizował też sklep spółdzielczy, konkurujący z handlem żydowskim, zreorganizował ochotniczą straż pożarną, założył teatr amatorski, a także utworzył bezprocentową kasę pożyczkową i powołał sąd polubowny, który poprzez rozwiązywanie sporów bez uciekania się do kosztownej procedury adwokackiej, miał ukrócić szerzące się na wsi pieniactwo.
W styczniu 1939 r. ks. Józef Skoczyński został przez Kurię Biskupią w Przemyślu i Kuratorium Lwowskie Okręgu Szkolnego wyznaczony na katechetę w szkole powszechnej i gimnazjum w Stalowej Woli, a następnie w tutejszym gimnazjum mechanicznym i 3-letniej zakładowej szkole dokształcającej. Brał też udział w pracach Komitetu Budowy Kościoła w Stalowej Woli, a od lipca 1939 r. z upoważnienia Kurii Biskupiej w Przemyślu, został oficjalnie wyznaczony do zajęcia się sprawą budowy kościoła w Stalowej Woli. Przed wojną celu tego nie zdołał zrealizować. W czasie okupacji czynnie uczestniczył w tajnym nauczaniu oraz w podziemnej Narodowej Organizacji Wojskowej. Potem był kapelanem niżańskiego obwodu Armii Krajowej. Dzięki swoim staraniom wyjednał zgodę niemieckich władz na przeniesienie kościoła ze wsi Stany, która miała stać się częścią poligonu wojskowego. W ciągu zaledwie kilku miesięcy (od września do początku grudnia 1943 r.) zmontowano w Stalowej Woli i poprawiono konstrukcję Stanowskiego kościoła. Od grudnia 1943 r. kościół pw. św. Floriana stał się filialnym dla rozwadowskiej parafii. Z inicjatywy ks. Skoczyńskiego w Stalowej Woli w maju 1944 r. założono pierwszy cmentarz. W czasie okupacji ksiądz otaczał opieką parafian, organizował m.in. pomoc materialną, m.in. działał w Radzie Głównej Opiekuńczej. Pisał o tym we wspomnieniach: Dość duże zaufanie do jednego księdza w Stalowej Woli sprawiło, że we wszystkich sprawach ciężkich zwracano się do mnie.
Po wojnie został wybrany pierwszym przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej w Stalowej Woli. Sprawował ten urząd od września 1945 r. do marca 1948 r. Dzięki jego staraniom Stalowa Wola uzyskała prawa miejskie w czerwcu 1946 r. z mocą obowiązującą od 1 kwietnia 1945 r. Jako przewodniczący wywalczył na początku 1946 r. usunięcie sowieckiego szpitala z budynku gimnazjum (dzisiejsza szkoła nr 2), spowodował rozbudowę szkoły podstawowej nr 1. Podjął skuteczne starania w sprawie erygowania parafii w Stalowej Woli, co nastąpiło 9 października 1947 r. Został jej pierwszym proboszczem.
Podczas II wojny światowej uratował życie wielu mieszkańcom Stalowej Woli interweniując u władz niemieckich w ich obronie. Był kapelanem Armii Krajowej obwodu niżańskiego. Razem z kilkoma działaczami konspiracyjnymi zorganizował komitet obywatelski, który obronił Zakłady Południowe i Elektrownię przed zniszczeniem przez Niemców. Po wyzwoleniu miasta czuwał nad utrzymaniem zasad porządku publicznego w czasie tworzenia nowej władzy.
Od września 1945 roku do 13 marca 1948 r. pełnił funkcję dyrektora Rady Narodowej w Stalowej Woli. Po wojnie przyczynił się do elektryfikacji Pława oraz do uzyskania praw miejskich przez Stalową Wolę. W 1953 roku został wicedziekanem rudnickim, następnie przez 8 lat był dziekanem. W 1952 roku otrzymał godność szambelana papieskiego. Gdy w końcu 1956 roku, po przełomie politycznym do Stalowej Woli przyjechała międzyresortowa komisja d.s. rozbudowy miasta. Ksiądz Skoczyński zorganizował wówczas komitet, który zajął się organizacją i budową nowego kościoła. Inwestycja ruszyła w czerwcu 1958 roku, ale już w 1961 władze wstrzymały prace, wykorzystując jako pretekst wypadek, jaki wydarzył się na budowie. Starania, jakie podejmował ks. Skoczyński w sprawie kontynuowania stalowowolskiej świątyni, nie przyniosły zamierzonego efektu, wyczerpały jednak siły powszechnie szanowanego kapłana.
We wspomnieniach pozostał jako człowiek wrażliwy na ludzkie problemy. Dobrze znał i szanował swoich parafian. Wielu z nich relacjonowało, że nie raz nie przyjął ofiary na kościół od osoby w złej sytuacji materialnej.
Ksiądz Józef Skoczyński zmarł 20 listopada 1967 roku w Stalowej Woli. Pochowany został na cmentarzu komunalnym. W jego pogrzebie uczestniczyły tłumy mieszkańców miasta i okolic.
W trzecią rocznicę śmierci w stalowowolskim kościele św. Floriana odsłonięto tablicę z takim oto tekstem:
Ks. Józefowi Skoczyńskiemu – 6 III 1903 + 20 XI 1967 r. szambelanowi Ojca Św. dziekanowi rudnickiemu, pierwszemu proboszczowi parafii Stalowa Wola, budowniczemu dwóch kościołów.
W grudniu 1992 r. Rada Miejska przeprowadziła wielką zmianę nazw ulic w mieście, wówczas to imię ks. Józefa Skoczyńskiego otrzymała ulica przy której mieszkał (wcześniejsza nazwa: ul. Ludwika Waryńskiego). A w 1997 r. na frontonie kościoła, którego budowę zaczął, NSZZ Solidarność i kombatanci Armii Krajowej umieścili inną tablicę z taką dedykacją:
Bogu i narodowi był wierny ksiądz prałat Józef Skoczyński kapelan Armii Krajowej obwodu Nisko-Stalowa Wola. Budowniczy kościołów w Stalowej Woli pod wezwaniem św. Floriana i Matki Bożej Królowej Polski. Działacz społeczny w latach 1944-1948.
Wychowawca młodzieży. W hołdzie zasłużonemu kapłanowi poświęcamy tablicę.
Wspominając tamte lata, wracam do osoby, która odegrała ogromną rolę w naszym życiu: księdza Józefa Skoczyńskiego. Był to starszy pan z gęstą siwą czupryną, roześmianą twarzą, wysoki i sympatyczny, budzący zaufanie. Mieszkał na Pławie, w pobliżu domku państwa Kossowskich, w przedwojennej ochronce, prowadzonej przez zakonnice. Ochronka – to był murowany parterowy budynek. W jednym skrzydle mieszkały wówczas dwie zakonnice i ks. J. Skoczyński. Drugą część stanowiła wewnętrzna kaplica i pomieszczenie dla dzieci (przed wojną). Nad ołtarzem wisiał duży piękny krucyfiks. Ponieważ w czasie wojny, jak już wspominałam do 43 roku (grudzień) Stalowa Wola nie miała kościoła, nabożeństwa dla ludności w kaplicy odprawiał ks. Skoczyński. Tłumy ludzi wypełniały kapliczkę, sąsiadujące z nią pomieszczenie i korytarz idący wzdłuż budyneczku. Ludzie stali też na dworze. Mszy w niedzielę było zawsze kilka, ale niezapomniane były również nabożeństwa majowe i październikowe. Nie było oczywiście żadnego instrumentu. Pieśni intonował ksiądz, czasami zakonnice. Niedzielne kazania były każdorazowym przeżyciem. Było w nich tyle patriotyzmu, miłości, moralnego wsparcia, że stawały się podbudową na cały kolejny tydzień, a nawet na życie.
Ksiądz miał wspaniały głos. Do dziś pamiętam w jego wykonaniu uroczyste „Te Deum laudamus” i „Boże coś Polskę” – w czasie okupacji! Po tych nabożeństwach wszyscy w ciszy i skupieniu rozchodzili się do domów.
Ks. Skoczyński był inicjatorem przeniesienia drewnianego kościółka ze Stanów do Stalowej Woli. Pierwszą mszę odprawiono w nim 12 grudnia 1943 r. To była tragiczna msza. Tego dnia Niemcy wywozili aresztowanych Polaków z budynku gestapo na rozstrzelanie. Wszyscy byliśmy tego świadomi. Wiele osób nie zmieściło się w kościele, staliśmy na dworze i widzieliśmy całą akcję. Budynek gestapo stał przy tej samej ulicy. Widzieliśmy podjeżdżające ciężarówki i wyprowadzanych mężczyzn w samych koszulach, bez marynarek, ze związanymi rękami. To była największa akcja aresztowań i rozstrzeliwań w tym mieście. Zginęło wówczas 10 osób w tym Józef Gorgoń. Zostawił żonę w ciąży, z dwójką bliźniąt dwuletnich. Serdecznie z nami zaprzyjaźniony.
Po wojnie ks. Skoczyński został pierwszym przewodniczącym Rady Miejskiej. Ten ksiądz był naszym katechetą, do jego mieszkania na Pławie przychodziło się raz w roku zdawać materiał przewidziany programem religii. Jak już wspomniałam, był on członkiem komisji małej matury, a po wojnie był naszym katechetą w liceum i w czasie matury był również z nami. Cieszę się, że pamięć o nim nie zaginęła.
Stoję przy ulicy jego imienia, przed domem, w którym zamieszkał po wojnie, a w którym mieścił się urząd parafialny. Obok stoi dom, w którym ja mieszkałam. Stąd rozpoczęłam moją wędrówkę po wspomnieniach.
Postanowiłam odwiedzić jeszcze miejsca, związane z okupacyjną szkołą. Poszłam w kierunku Pława. Wsi już nie ma. Na jej miejscu wyrosły szerokie, dwupasmowe drogi, nowoczesne osiedla – to znaczy bloki i wieżowce. Bardzo mało zieleni, zupełny brak drzew – może na to zabrakło czasu i miejsca w zmaterializowanym świecie? Na skraju dawnego Pława stoi ogromny, zdolny pomieścić co najmniej 1000 osób, kościół. Nie ma już domku, w którym odbywały się lekcje, ale znalazłam naszą okupacyjną kaplicę. Budyneczek ładnie odnowiony, prezentuje się znacznie lepiej niż w czasach okupacji. Stanowi dziś niewątpliwie zabytek. Wiedziona ciekawością zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi młoda dziewczyna, a za nią przybiegła gromada dzieciaczków, zaglądając ciekawie, kto przyszedł. Okazało się, że mieści się w tym budynku Dom Dziecka. Pozwolono mi wejść do środka. W dawnej kaplicy znajduje się sypialnia dziewcząt. Na ścianie wisi znajomy duży krucyfiks. Obok w pomieszczeniu mieszkają chłopcy. Ciasno tu i gwarno. Na zapleczu powstaje już nowy duży budynek, bo dzieci, potrzebujących opieki, przybywa.
Stalowa Wola z kilkutysięcznego miasta rozrosła się do kilkudziesięciu tysięcy. Zagarnia w swe panowania okoliczne miejscowości: Rozwadów – miasteczko z dużym węzłem kolejowym, Charzewice – wieś i duży dwór, gdzie chodziło się na spacery…
Nie żyje już dyrektor W. Kossowski i jego żona. Nie żyje ks. J. Skoczyński, nie żyje S. Ziarek, kolega z tajnych lekcji. Wszyscy znajomi rozbiegli się po świecie. Zrobiło mi się smutno i pusto koło serca. Zamknęłam jedną kartę mojego życia.
Wanda Opałko-Dworaczek
Wszyscy w Stalowej Woli znali i szanowali księdza Józefa Skoczyńskiego. On też chętnie odwiedzał parafian, zapraszano go np. na przyjęcia z okazji chrzcin. Kiedy zmarł (w listopadzie 1967), chodziłam do liceum. Pamiętam, że w dniu jego pogrzebu dla wszystkich uczniów stalowowolskiego LO zorganizowano przymusowe zajęcia popołudniowe. Byłam wtedy w XI klasie – maturalnej. Na tych zajęciach wyświetlano nam… bajeczki dla dzieci z projektora. Zatrzymano nas w szkole tylko po to, żeby młodzież nie poszła na pogrzeb księdza.
Renata Kajsz
Przyjaźń z księdzem Skoczyńskim
Ojciec trzymał się z daleka od polityki, ale jego dewizą były trzy słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna – i to wpoił także dzieciom. Przyjaźnił się z księdzem Józefem Skoczyńskim. Pomagał przy wznoszeniu kościoła św. Floriana. (…)
Ksiądz Skoczyński po wojnie przestrzegał ojca przed nową władzą. Ojciec bowiem zajął się remontowaniem młynów w okolicy Sandomierza, które chciał potem uruchomić i prowadzić. Ksiądz obawiał się, że władza mu zabierze to wszystko i odradzał zajmowanie się tymi pracami. I rzeczywiście tak się stało. Praca i pieniądze włożone przez ojca w to przedsięwzięcie przepadły.
Stanisław Hasny
Ojciec mój po wojnie, mając żonę i dziecko, wdał się w romans. Dowiedział się o tym ksiądz Józef Skoczyński, który go znał i lubił. Ponieważ nie mógł się z nim spotkać (ojciec wyraźnie go unikał), napisał do niego serdeczny list, zaczynający się od słów: „Kochany Panie Janie!” Proboszcz w kulturalny sposób starał się nakłonić parafianina, by nie porzucał rodziny. Wprawdzie list skutku nie odniósł, ale ojciec zachował go na pamiątkę. On też lubił i szanował księdza Skoczyńskiego.
Danuta Hołownia